Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/324

Ta strona została przepisana.
—   318   —

Wyraz »objaśnić« wydał się Dołędze dość źle wybranym, ale puścił go mimo uszu i rzekł uprzejmie:
— Jestem niezmiernie ciekawy.
— Raz już miałem... przyjemność mówić z panem o tym interesie i zauważyłem, że go pan bardzo bierze do serca.
— Mam nadzieję, że my wszyscy...
— Muszę panu powtórzyć dawną moją... uwagę. Nie należy wysuwać się z inicyatywą prywatną, póki nie zgłębimy interesów i opinii ogólniejszych.
— Dobrze... to znam... to już... inna materya. Ale jak stoi sprawa koncesyi? — rzekł trochę niecierpliwie Dołęga.
— Jakiej koncesyi?
— No, koncesyi na budowę szos.
— A o budowę kolei pan nie pyta? — rzekł Szafraniec, starając się przybrać wyraz misterny.
— Pytam najprzód o to, co nas obchodzi.
— Więc kolej nas nie obchodzi? A cała nasza działalność w stolicy, ą pomoc Zellera, a najrozmaitsze stosunki i informacye co do bardzo ważnych rzeczy — nie obchodzą pana?
Szafraniec wpadł w tak niezwykły ferwor, tak miał minę mówcy, dobijającego przeciwnika argumentami, że Dołęga zadziwił się:
— O czem my, panie, mówimy?
— O tem, co najważniejsze i jedynie ważne.