Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/325

Ta strona została przepisana.
—   319   —

— Ale nareszcie... czy dostaniemy koncesyę na szosy, czy nie?
— Bardzo wątpliwe, mogę nawet powiedzieć, że niewczesne. Wierz mi pan, my jesteśmy dobrze poinformowani.
Uśmiechnął się znowu.
— Bez żartów, panie hrabio. Jeżeli pan co wie o stanie sprawy, to trzeba mi powiedzieć. Ja tu przecie trochę dawniej od panów byłem czynny.
— Nie, panie — rzekł Szafraniec, trzęsąc zlekka wzniesionym palcem — tej koncesyi na szosy nie będzie, ale i niepotrzebna.
Uśmiechnął się po raz trzeci
Teraz już Dołęga osłupiał. Wpatrując się ze zgrozą w pogodną twarz Szafrańca, myślał:
— Czego on się śmieje? Co mu jest? Opowiada mi takie rzeczy i śmieje się?!!
Zdobył się wreszcie na słowo:
— Cóż Zeller?
— Właśnie.
— Co za właśnie?! — zawołał Dołęga nagle tak rozdrażnionym głosem, że Szafraniec zesztywniał i przybrał ton uroczysty, wyższy.
— Mówię: właśnie. Hrabia Zeller pisał do księcia Janusza, że kolej będzie za dwa lata, że wobec tego szosy teraz niepotrzebne, że koncesya nie może być uzyskana w tej formie. Te trzy punkta mam panu do zakomunikowania.