Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/334

Ta strona została przepisana.
—   328   —

stej odpowiedzi; bujne, rozbawione dziecko, mając się przedzierzgnąć w kobietę, musiało odgadnąć i wybrać drogę swego przyszłego życia. Rady starszych nie były dla niej bezwzględnym drogowskazem; nie posłuchała nawet rodziców, gdy przemawiali za Reckheimem, owszem sprzeciwiła się im stanowczo i ta odmowa oziębiła na pewien czas stosunki jej z matką, niezbyt szczere wogóle. Przy tej sposobności usłyszała wiele zimnych nauk, które, choć opornie, wsączyły się w jej młode serce. Dowiedziała się, że zapędy sercowe są cechą dzieciństwa i niedojrzałości, że pewne pozycye towarzyskie wymagają poświęceń uczuć, które to poświęcenia opłacają się sowicie w późniejszym wieku; zastanowiło ją zdanie, że małżeństwo jest ostatecznie połączeniem dwóch interesów, kontraktem. A ona marzyła o połączeniu pragnień, o szerokiem, nieznanem szczęściu.
Te rozmyślania wypadły na czas zupełnej samotności. Ciotka Temira zasłabła, następnie, powróciwszy do zdrowia, wyjechała; zabrakło więc Halszce zwykłego komentarza do myśli i uczuć, których mnóstwo w niej wrzało. A Jan Dołęga, ten towarzysz lepszych czasów, wyższych pragnień, nietylko był nieobecny, ale pogrążył się dla Halszki w zacienione głębie przeszłości. Jego postać, jego słowa zachowała głęboko w pamięci, ale nastrój z przed kilku miesięcy zwietrzał, jak wrażenie czytanej niegdyś powieści. Nowa filozofia zagłuszyła dawną poezyę. Adam Szafraniec stał się nauczycielem tej