Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/336

Ta strona została przepisana.
—   330   —

zasiadła już do pisania, przyszły jej pod pióro proste, zwyczajne słowa miłosne:
»Drogi mój Janie! Nie sądź mnie bardzo źle, gdy się dowiesz, że jestem zaręczona z kuzynem moim, Adamem Szafrańcem. Mój drogi! zrozumiej, że nie ja go sobie wybrałam, ale wszyscy razem, i wuj Karol, i rodzice doradzili mi go, a ja się zgodziłam nareszcie, bo myślę, że nie znajduje się szczęścia takiego, jakiego się chce, tylko bierze się to, które jest komu przeznaczone«.
Gdy napisała ten początek listu, wieczorem, zadumała się i odłożyła pisanie do jutra. Nazajutrz jednak te słowa wydały jej się niestosownemi. Podarła arkusz i postanowiła zręczniej, a mniej wyraźnie napisać do Jana; chciała, aby treść jej serca pozostała niezmienną, ale szukała innej formy i argumentacyi. Z wczorajszego stylu pozostała tylko odezwa: »drogi mój Janie« — ale i tę, po namyśle, przekreśliła. Brała w niej górę rozwaga, stawała przed oczyma wizya życia, niejasna, jednak trudna i twarda — z Janem, łatwa i odpowiednia do jej nawyknień — z Adamem. Stanowcze namowy rodziców i fakt już dokonany zaręczyn przechyliły chwiejną szalę.
— Tak już być musi — myślała — teraz tylko przed Nim się wytłómaczyć, bom mu to winna. On zrozumie.
Jej nabyty, świeży rozum szamotał się z gorącymi instynktami serca i wynikiem tego szamota-