Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/341

Ta strona została przepisana.
—   335   —

Halszka ze splecioną kosą, we wzorzystych aksamitach!... To dawna, dobra Halszka...
Czekamy, czekamy! — wracają nasi z zabijackiego tańca i Bóg im poszczęścił. Już się było tatarstwo rozsiadło w ziemiach kresowych i owładnęło słabszymi zameczkami, głęboko w kraj puszczając zagony, mordując męże, niewiasty i dzieci, gdy książę Janusz, spadłszy jak błysk miecza na główną potęgę pohańców, zniósł ją i wyparł z granic, zameczków dobył, a nabrawszy jeńca i łupu zacnego co niemiara, wrraca dzisiaj triumphans ad propria. Cześć Zbaraskim!
Moździerz zaryczał z pod bramy i okrzyk spadł od dachów na galerye, dziedzińce, mosty, równiny — coraz szerszy.
Od lasu, gdzie droga wspina się na pagórek, wypływa pierwsza na wysokiem drzewcu czerwona chorągiew z białym krzyżem, wiedeńska chorągiew... wznosi się, wznosi, aż pod nią zabłyszczała i zakwitła konnica...
— Ojcze! jacy oni piękni od tej zasłużonej dumy! — mówił Jan — dlaczego ja z nimi nie byłem?
Ale przewodnik położył rękę na piersi, na znak, że On tam był z nimi — a Jan zrozumiał i duma rycerzy napełniła pierś jego synowską.
Na czele orszaku książę Janusz, w półpancerzu i delii, na bułanym koniu. Otaczają go same znajome twarze, ale jak poważne w tych rycerskich strojach, na których opończą najkosztowniejszą