wadzić drogi przez cudze terytorya, zaczął układy w tym przedmiocie i pozostawił plany rozległej sieci dróg, których śmierć nie pozwoliła mu wykonać.
— Żeby to wiedział Dołęga! — pomyślał Andrzej, uderzając machinalnie palcami o kartę rękopisu.
Marsowicz coś dosłyszał i odezwał się, przerywając pacierz:
— Na co tam mój pan natrafił?... co go ucieszyło?
— Nie tak ucieszyło, jak zadziwiło. Pradziad pozostawił podobno jakieś plany budowy dróg. Gdzież one są?
— A są w bibliotece.
— Czemu wcześniej nie mówiłeś mi o tem, panie Franciszku?
— Nikt nie pytał.
Andrzej przerwał teraz czytanie i zamyślił się nad pokrewieństwem portretu swego pradziada z żywą i dobrze znaną postacią Jana Dołęgi.
— Te drogi, których tamten nie dokończył, a które dzisiaj ten chce prowadzić... Ten sam program przewodnictwa w pracy społecznej... To samo pojęcie arystokracyi narodowej... Więc to nie mrzonka młodzieńcza — byliśmy niegdyś tacy. Kto z nas zachował tradycyę »księcia ojca«? my, Zbarazcy, czy on, Dołęga? Kto wziął po starym księciu moralną spuściznę?
Zapragnął mówić jeszcze i jeszcze o tym sław-
Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/378
Ta strona została przepisana.
— 372 —