Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/40

Ta strona została przepisana.
—   34   —

tur, kolekcya zegarów, kilka pastelowych obrazów i wreszcie wielki, jak ołtarz, klęcznik Ciężkie k o tary psuły rysunek szaf, zastosowanych do ścian pokoju Dla archeologa był to jedyny w zamku pokój fałszywy, podczas gdy wszędzie panował tur dobry styl francusko-saski, napotykany w Dreźnie i w naszych starych pałacach. Ale malarz chętnieby zobaczył na tle tej pstrokacizny postać księżnej przed biurkiem, w jasnym szlafroku z koronkami. Jej twarz trochę otyłą ozdabiały piękne, tragiczne oczy, otoczone bronzowym cieniem, i nos prosty, jeszcze klasyczny. Siwizny nie było prawie znać pod starannem uczesaniem; wypielęgnowana ręka trzymała złote pióro. Księżna usłyszała kroki, zbliżające się do jej pokoju, i miała czas pomyśleć o estetyce swej postawy.
Gdy wszedł książę Janusz w rozpiętym szarym surducie, księżna, rzuciwszy mu mgliste, wracające z innego świata spojrzenie, wypowiedziała takie zdanie po francusku:
— Wtargnąłeś do mnie, jak rzeczywistość...
— Zdecydowaliśmy się co do pieca; będzie taki, jak był, z Gdańska — odpowiedział książę 1 usiadł w fotelu na rozłożonych nutach, które potem z trudnością z pod siebie usuwał.
— Z Gdańska? To dobrze. Wiesz, że ja się nie mieszam do nowych urządzeń w Warze. Mam tylko swój kącik ozdobiony po mojemu.
Małżeństwo było w najlepszem porozumieniu: książę mówił żonie wszystko, księżna mówiła, co