Już i kompania myśliwska zaczęła, jak echo, powtarzać ostatnie wiersze, porwana urokiem rycerskiej śpiewki, która płynęła ze starej baszty dalej:
Gdybyś i poległ
Znakowi wierny.
Zagra ci w polu
Hejnał pancerny;
Żeś służbę Bożą
Zacnie sprawił w regimencie.
Nieboć otworzą
W każdym momencie.
Jak rycerz prawy,
Będziesz przyjęty,
Gdzie Stanisławy,
Gdzie Kazimierz Święty,
Legli w żołnierce
Po za światem sławniej żyją, —
Strzelaj mordercę,
A chwal Maryą!
Dzwonił teraz finał wszystkiemi trąbami. Grzmiał i przelewał się w echach, jak grom jaki mosiężny, i skonał, tak, jak się zaczął, jednym przeciągłym, stopniowanym jękiem w cichem powietrzu wieczoru.
— Brawo! brawo! — rozległy się podniecone głosy myśliwych i towarzystwo wtargnęło po schodach do wielkiej sali pierwszego piętra, gdzie oczekiwał książę Janusz z Marsowiczem.
— Skąd wuj ma takich nadzwyczajnych trę-