Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/49

Ta strona została przepisana.
—   43   —

najmniej robisz to, co umiesz. Ja — byłem i jestem niczem. Nie przerywajcie mi — to nie pokora z mojej strony. Być »czemś«, albo lepiej »kimś«. znaczy: wykolejać się ze swojej przyrodzonej brózdy dla polepszenia bytu.
— Dla polepszenia bytu innych — poprawił Dołęga.
— On zawsze swoje! Nie innych, ale bytu własnego. Każdy o tem myśli głównie. Otóż ja nie czuję żadnej potrzeby polepszenia. Miałem wenę, żem się nie urodził chłopem, ani garbatym, ani kobietą — co to za fatalna kondycya, prawda? — więc jestem sobie niczem, czyli tem, czem byłem z przeznaczenia. Ale ty, Hektorze...
— Dajmy pokój temu cenzurowaniu — prosił Zawiejski.
— Poczekaj. Byłeś dobrym kompanem, elegantem — pozostałeś nim. Teraz jednak stajesz się wzorem obywatela, stajesz się — o zgrozo! — działaczem.
— Daleko mi do tego — rzekł Zawiejski skromnie.
— Nie bój się, ja ci nie mówię komplimentów. Powiedz mi najprzód, co ty chcesz zrobić?
— Jakto: co? — chcę pracować dla publicznego dobra.
— Toś się, widzę, zaraził od Janka. Ale Janek jest inżynierem i stworzył ów sławny, a przenudny projekt sieci dróg bitych; ty zaś jesteś ekonomistą — czy tak? — i zakładasz pismo polity-