Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/57

Ta strona została przepisana.
—   51   —

swego dziadka, nie mógł się opędzić świeckiej myśli, powracającej tyle razy, co »amen«.
— Hektor nie umie się zachowywać...
Prosto z kaplicy poszedł do pokoju syna, ale Hektor jeszcze był pijany, co spostrzegłszy, pan Norbert zgryzł się bardzo, zwłaszcza, ze to wszystko zdarzyło się, jak na złość, w domu Zbarazkich.
Podróż ojca z synem do Chwaciejówki nie musiała być wesoła.
Gdy Dołęga spotkał się z Andrzejem przed samem śniadaniem, obaj parsknęli śmiechem. Andrzej miał oczy zapuchnięte, i opowiadał, że się obawia, aby to nie był początek jęczmienia; pani Hohensteg nacierała mu oko ślubnym swym pierścionkiem. Dołęga był blady, ale przezwyciężył wszelkie ślady nocnego posiedzenia, miał bowiem, oprócz wstydu, inną myśl na względzie: konferencyę z księciem Januszem.
Po śniadaniu Dołęga poprosił księcia Janusza o dłuższą rozmowę. Musiał wracać do Warszawy, i tak już pobyt swój przedłużył dla polowań, a właściwie dla zjazdu osób, na które liczył w przyszłości.
Przeszli do gabinetu, a gdy książę zajął miejsce przed biurkiem i skrzyżował ręce na znak skupienia, Dołęga z bocznego krzesła tak rozpoczął:
— Dawno chciałem księciu tę sprawę przedstawić i wspominałem o niej parę razy. Póki miałem zajęcie w łąkach, nie chciałem mieszać innych spraw do tej głównej, gdyż po to mnie do Waru