Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/58

Ta strona została przepisana.
—   52   —

sprowadzono. Obecnie czynność moja musi być przerwana, z powodu zamarznięcia łąk. Ale przed wyjazdem, który ma nastąpić jutro...
— Panie Dołęgo, żal mi żegnać pana. Proszę powracać, skoro tylko roboty można będzie kontynuować, a nawet bez interesu. Wszyscyśmy pana bardzo polubili.
Nie zmieniając skrzyżowania rąk, skinął lekko dłonią i głową ku Dołędze. Takie królewskie maniery raziły jeszcze niedawno Dołęgę, ale skoro się przekonał, że są raczej niewinnemi przyzwyczajeniami w stylu feodalnym, nie brał ich już do serca. Skłonił się więc i ciągnął dalej:
— Pragnąłbym zasięgnąć rady księcia i prosić o poparcie dla sprawy wielkiej doniosłości, nie tylko pod względem ekonomicznym, ale i cywilizacyjnym. Dobra sieć dróg bitych jest pierwszym warunkiem rozwoju danej okolicy pod tymi względami. Zboże przez dobrą drogę podnosi się w cenie i po książkę łatwiej posłać do miasta; stosunki między ludźmi zmieniają się i polepszają z ulepszeniem komunikacyi drogowej. Jest to zresztą pewnikiem naukowym.
— Właśnie chciałem to powiedzieć.
— To też księciu dowodzić tego nie mam potrzeby. Chcę mówić o czem innem, mianowicie, że te drogi muszą powstać z czyjejś inicyatywy. Nie wystarcza tu inicyatywa państwowa. Państwo ma mnóstwo do roboty i nie może, nawet gdyby chciało, wiedzieć dokładnie o potrzebach miejscowych. Po-