Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/65

Ta strona została przepisana.
—   59   —

rzenie, odbiegając także do innych przedmiotów. Byli sami, gdyż panna de Radenac siedząca z książką pod oknem, przedstawiała tylko cień towarzystwa.
Naraz, po chwili milczenia, Halszka zapytała:
— Czy pan mówił z papą o szosach?
— Tak, pani.
— A wczorajszy spisek był także o szosach?
— Tak jest. A skądże pani wie o tem wszystkiem?
— Andrzej mi mówił.
Dołęga uśmiechnął się z pewnem politowaniem?
— Cóż to pan myśli, że ja nie mogę zrozumieć rozmowy o głupich szosach?
Przystanęła, oparłszy kij o posadzkę, niby Pallada z kopią.
— Bynajmniej tak nie sądzę — tłumaczył się Dołęga pokorniej niż komukolwiek — tylko myślałem, że panią takie rzeczy nudzą.
— Dobre rzeczy nie nudzą mnie. Niech mi pan właśnie mówi o szosach.
Grała dalej w bilard, a Dołęga, opanowawszy prędko swój podziw, mówił teraz przystępnie, ale poważnie o swym projekcie temu dziewiętnastoletniemu dziecku, które jedynie odpowiedziało mu tak, jak się spodziewał po Zbarazkich. Że był zapalczywy, więc po chwili wpadł w zwykłą perorę, ściągnął w podkowę energiczne czoło, przedstawiał doniosłość zamiaru, wchodził w szczegóły, tłómaczył, że książę Janusz powinien stanąć na czele tej