Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/67

Ta strona została przepisana.
—   61   —

— Czy pan zwaryował?
Dołęga, jeszcze nieocucony z poprzedniej rozmowy, odpowiedział niewyraźnie, zaledwie grzecznie, patrząc na Halszkę, która zabrała się znowu do przerwanej partyi.
— Przeszkadzamy im, nie jesteśmy dość społecznie nastrojeni — choćmy sobie — rzekła pani Iza pociągając za sobą Andrzeja.
Gdy znowu pozostali przy bilardzie sami, w niemem towarzystwie nauczycielki, Halszka zwróciła się do Jana cicho z poufnym uśmiechem:
— Niech mi pan tylko jeszcze powie... co to jest właściwie koncesya?
Dołęga wytłómaczył jej to słowo dokładnie z największą, na jaką się mógł zdobyć, słodyczą.