Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/73

Ta strona została przepisana.
—   67   —

— Nie — odpowiedział pan Norbert — to nasz zwyczaj odmawiania z domownikami rannych i wieczornych pacierzy. Przepraszam panów, że go zachowałem i dzisiaj.
— Ależ naturalnie, aa! aa!... — rozległy się głosy.
Poczem zamknięto parę drzwi i śpiew już nie dochodził do jadalni.


Polowanie poszło lepiej, niż pogoda wróżyła. Hektor je prowadził sam i złożył dowody talentów, bo zwierzyny było dużo; Koryatowicz został królem, Szafraniec i Zbarazki zabili każdy po ogromnym dziku, i polowanie zostało uznane za jedno z najlepszych w kraju. Niektórzy posądzali, że zwierzyna została ad hoc sprowadzona, ale wynik był dla wszystkich zadawalniający. Hektor rozwinął też przy śniadaniu i przy różnych sposobnościach tak gorące działanie na Szafrańca, że ten znalazł sam konieczność jechania do Petersburga w sprawie dróg bitych. Na to postanowienie w płynęła też może ranna jazda z Waru po drodze błotnistej i uciążliwej.
Obiad w Chwaciejówce był po staroświecku wspaniały. Pani Zawiejska, posadzona przy obiedzie między księciem Januszem Zbarazkim, a hrabią Szafrańcem, którzy mówili mało i o rzeczach prostych, nie zwracała na siebie uwagi, a o to tylko chodziło. Dwaj młodsi synowie pana Norberta, je-