Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/75

Ta strona została przepisana.
—   69   —

Zimny Szafraniec poczuł nagle przypływ stanowczej energii. Wstał natychmiast i z niezwykłem ożywieniem odpowiedział, wymawiając z cudzoziemska, zwłaszcza literę r.
— Szanowny gospodarz ma racyę: nie trzeba odkładać na jutro pracy dla kraju. Kiedy więc poważni mężowie... to jest, kiedy książę Janusz ma także tę myśl o której mówił szanowny gospodarz . nie trzeba odkładać na jutro pracy dla kraju... i ja oświadczam, że gotów jestem pojechać do Petersburga, skoro już wymieniono moje nazwisko, a także proszę, aby pan Hektor Zawiejski, jako autor projektu, pojechał z nami. Wnoszę zatem zdrowie gościnnego domu panów Zawiejskich.
Uśmiechnął się, a było to rządkiem ustępstwem z jego strony; dumna i starannie ułożona twarz przybierała w uśmiechu jakiś wyraz obcy, trochę dziecinny.
Z mowy Szafrańca zrozumiano powszechnie tylko to, że, nieczynny dotychczas, wydziera się obecnie do służby publicznej, powstał więc szmer aprobacyjny. Ale Halszka zapytała Koryatowicza:
— Czy o projekcie szos mowa?
— Zapewne.
— To przecie projekt pana Dołęgi, a nie pana Zawiejskiego.
Mimo wrodzonej śmiałości, nie mogła tutaj przemawiać. Że jednak korciła ją ta pomyłka Szafrańca, więc powtórzyła drugi raz głośniej:
— To jest projekt pana Dołęgi.