telu Europejskiego i stanął na rogu, przed cukiernią Lursa. Na widok tej strojnej, wysokiej postaci kilka sanek rzuciło się do usług, najeżdżając, spychając się, sprawiając wielki brzęk grzechotek i popłoch między przechodzącą publicznością.
— Ja, proszę jaśnie pana!
— Mateusz, proszę księcia pana! Widzisz go, sałata! konie z psich jatek wynajęte, a lizie w oczy!
— Jestem, proszę księcia pana — zawołał najeżdżając przed sam chodnik dorożkarz w czystej, granatowej liberyi, właściciel pary wielkich koni, brzęczących, pióropuszastych, pokrytych jaskrawą siatką.
Andrzej wsiadł, dał adres domu Arnolda Hellego i sanki pomknęły, jak wicher.
— Pan Helle przyjmuje?
— A jak mam zameldować? Zbarazki oddał kartę wizytową, zrzucił futro i wszedł do dużego, jasnego pokoju, przeznaczonego widocznie na poczekalnię. Był już parę razy u Hellów, ale nie z interesem do pana, więc nie znał biur i gabinetów.
Służący, powierzchowności oficyalnej, niby woźny z ministeryum, powrócił i oświadczył, że pan Helle bardzo zajęty z dwoma panami z Berlina, że prosi, aby książę raczył poczekać; przyjmie go zaraz po wyjściu tych panów.
Andrzej usiadł w fotelu i rzucił okiem po pokoju. Kilka osób siedziało pod ścianami; dwie pa-
Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/86
Ta strona została przepisana.
— 80 —