bym tam śniadanie, zamiast tej niespodziewanej przyjemności.
Odzyskał swój głos miękki i ciepły, przymilał śniące, prawie kobiece spojrzenie. Matka i córka patrzyły w niego, jak w tęczę.
Do salonu weszła pani Wadowska, nauczycielka, smutna, wdowia postać. Zbarazki przedstawił się jej i podał rękę tak uprzejmie, że odrazu dobrze dla siebie usposobił biedną kobietę, przywykłą do rozmaitego traktowania przez rozmaitych gości. Gdy podano śniadanie, Andrzej znalazł się przy stole między trzema kobietami, bo na pana nie czekano, miał zwyczaj jadać o różnych godzinach, stosownie do swoich zajęć.
Mieszkanie Heliów było wspaniałe, brakło mu tylko tej patyny, która cechuje wnętrza urządzone oddawna i przez kilka pokoleń. Jednak Andrzej oddychał z przyjemnością zapachem kobierców i kwiatów, zwłaszcza po opuszczeniu sztywnych biur, napełnionych wonią urzędową. Rozejrzał się po sali jadalnej, nieco przeładowanej stylem staroniemieckim, oświetlonej przez okna o drobnych, kolorowych, w ołów oprawnych szybach.
— Jaka przyjemna sala! — rzekł, pomijając inne pochwały.
A trzeba było coś powiedzieć o sali: prosiła się o to koniecznie.
Pomówiono trochę o stylach, przyczem Zbarazki rozwinął wstrzemięźliwie parę estetycznych teoryi, pytając niby nieśmiało o zdanie pań, cho-
Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/98
Ta strona została przepisana.
— 92 —