Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/100

Ta strona została przepisana.
—   92   —

przez d’Anjorranta na pokładzie jego własnego jachtu «Dieumafoi».
Margrabia nosił się już z tą myślą od tygodnia i raz w gronie znajomych pojechał obejrzeć śliczny swój statek, stojący w porcie Villefranche pod Nizzą. Włożył na tę okazyę czapkę oficera marynarki francuskiej, nadającą mu pozór tak rycerski, że gdy wszedł na wysoką, przerzutkę i ukazał się swemu narodowi, muzyka wojskowa w nadbrzeżnej cytadeli zagrała Marsyliankę. Powstało kilka patryotycznych okrzyków, margrabia zaś uśmiał się szczerze z całem swem towarzystwem. Doskonałe śniadanie, niby codzienne, spożyto w sali jadalnej, mogącej pomieścić 24 osoby. Ale był tylko d’Anjorrant z żoną i jej siostrą, hrabina de Nielles, Słuszka, Kobryńscy, Dubieński, dwaj malarze Włosi, właścicielka sklepu kwiatów z Nizzy, młoda jeszcze i piękna, której margrabia mówił: „ma petite la Fleur“ i kilka osób podrzędnych. Była to bowiem narada wstępna, techniczna nad urządzeniem zabawy na jachcie, na którą miały być zaproszone 24 osoby dobrze wybrane.
Ci, którzy znajdowali się dzisiaj, oprócz kwiaciarki i osób podrzędnych, byli już przez to samo zaproszeni na przyszłą zabawę i czuli się dumni z tego powołania. Jacht d’Anjorranta miał się stać niebawem pływającym rajem, do którego wstęp będzie nagrodą za wybitne, osobiste lub dziedziczne zasługi, za życie pod pewnym wzglę-