Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/106

Ta strona została przepisana.
—   98   —

wzgląd na towarzyszów, których miał za dzieci i za naiwnych naśladowców.
Ale pani Oleska przyjęła te ofiary bez zapału.
— Dziękuję panu bardzo. My tu jesteśmy dla odpoczynku, dla przyglądania się. Czy nie prawda, Fabiuszu?
Liczba mnoga w jej przemowie znowu innego znaczyła. Margrabia obrzucił Fabiusza wstrzemięźliwem, ale złem spojrzeniem. Odpowiedział:
— My tu także odpoczywamy i przyglądamy się. Ale przyglądamy się życiu tutejszemu z wewnątrz, to ciekawsze.
Fabiusz, który dotychczas mało mówił, odezwał się i zadziwił nieznajomego swą płynną, francuską wymową:
— Wielkie słowo, margrabio. Studyować życie można tylko z wewnątrz, trzeba je przeżyć. Ale życie tutaj jest zbyt gorące, a za mało ujęte w jakąkolwiek etykę. Tylko bardzo silne i dobrze opancerzone indywiduum może je zgłębić i wyjść calo z tych czeluści.
Margrabia, chcąc nie chcąc, zwrócił swą odpowiedź do Fabiusza:
— Proszę nas nie brać ze strony tragicznej. Nie jesteśmy niebezpieczni. Jak pani, jak pan, bawimy się, obserwując tutaj głupotę ludzką, ujętą w doskonałe ramy.
— Dlatego też mówię odparł Fabiusz