Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/140

Ta strona została przepisana.
—   132   —

Margrabia zmierzył Kobryńskiego wzrokiem, pod którym książę, już nieco zachwiany przez wino, zachwiał się jeszcze bardziej.
— Chodziło panu o to? Nie wiedziałem. Pani de Sertonville należy do moich znajomych. Gdyby ją potrzeba było wpraszać do mnie, namyślałbym się może.
Książę spostrzegł nareszcie, że zabrnął. Ażeby wycofać się, udał nadmierną, wesołość:
— Prawda!... bredzę jak na mękach. Bo też można stracić głowę w tej Kapui. Pójdę zabawić księcia Filipa ojca.
W tej chwili d’Anjorrant spostrzegł Słuszkę.
— Eustachy! mianowałem cię dzisiaj adjutantem, a włóczysz się po pokładzie i nie wiesz, że Jego Królewska Wysokość, opuszczona przez wszystkich, zapada w melancholię.
Słuszce wino działało na obniżenie humoru. Był zaś także podchmielony. Odpowiedział:
— Mój drogi! Odbywam generalną inspekcyę, wartę nocną. Mam mnóstwo do roboty. Wyobraź sobie, zastałem panią Puckelswart...
Odprowadził d’Anjorranta, opowiadając mu coś na ucho. Kobryński pozostał sam i niezadowolony ze swych powodzeń, tem bardziej, że i Fernandę bolała dziś głowa, a teraz nie było jej nigdzie widać na pokładzie. Znikła i napelniła serce Kobryńskiego niepokojem.
Poszedł do altany, gdzie już siedzieli sami