tylko mężczyźni przy winie, a muzyka grała ciągle spazmatyczne węgierskie melodye.
Rzeczywiście książę Filip starszy wyglądał osamotniony, ale nie było w tem winy niczyjej oprócz Jego Królewskiej Wysokości. Od godziny nie mówił z nikim, to jest odpowiadał z roztargnieniem na wszelkie propozycye mężczyzn i kobiet, które miały na celu wyrwać go z letargu. Wiedziano bowiem, że książę podlega napadom dziwnej, choć słodkiej melancholii. Stał pośrodku altany, ręce włożył w kieszenie, a wzrok utkwił w podłogę. Gdyby nie miniatura orderu Złotego Runa przy klapie od fraka, postać pretendenta nie nosiła na sobie żadnego piętna majestatu. Raczej wnosić było można, że wydziedziczony władca marzy o swej niewdzięcznej Venezueli i tłumi w sercu skarby miłości dla swego ludu.
A Cyganie po rozdzierającym wstępie czardasza wpadli w szalone tempo; prowodyr miotał się, przyklejony twarzą do skrzypiec, błyszcząc oczyma i zębami, przytupując, niemal płacząc z pijanego zapału. Zauważono wówczas, że obie złączone pięty Jego Królewskiej Wysokości zaczęły drgać i w takt odrywać się od podłogi. Prowodyr przyskoczył do książęcego ucha i załkał jeszcze rzewniej rozkrzyczanym smyczkiem. Znowu kapela wybuchła szaloną nutą, galopady. Książę Filip uniósł się lekko na palcach i raczył wykonać cały obrót postacią. Odtąd ruchy Jego Królewskiej Wysokości stały się czemś choreo-
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/141
Ta strona została przepisana.
— 133 —