Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/143

Ta strona została przepisana.
—   135   —

mówić na nowe popisy. Podrygując, opuścił altanę i poszedł spać do kajuty.
Kajut było dużo mniej, niż gości, a noc późna i nadmiar wrażeń zaczynały namawiać coraz gwałtowniej do odpoczynku. Wiele osób zniknęło już z pokładu.
U drzwi altany, po wyjściu księcia Filipa, stała pani Oleska blada, z szeroko rozwartemi oczyma. Jerzy Dubieński towarzyszył jej znowu.
— Panie! Nie spodziewałam się, że tak będzie... Kiedyż my wrócimy?... Nocować tutaj... to przecie aż wstyd.
— Pozwoliłem sobie obmyślić dla pani bezpieczne miejsce na odpoczynek. Lady Cosway czeka na panią w kajucie Nr 3. To najporządniejsza kobieta z obecnych, upewniam panią. Proszę mi wierzyć.
Pani Anna spojrzała na Jerzego zrazu błędnie, potem ze szczerem wzruszeniem.
— Dziękuję, serdecznie dziękuję. Tego nie zapomnę, bo to ładnie z pańskiej strony. To mnie bardziej zobowiązuje, niż rozmaite pochlebstwa, które słyszałam... No, dziękuję i dobranoc.
Jerzy stał pokornie, z odkrytą głową, niby niepewny swego pomysłu. Potem odprowadził panią Oleską do schodów wewnątrz statku i pocałował ją w rękę z oznakami nieśmiałego uwielbienia. Sam zaś poszedł do bufetu, skąd już margrabia rozkazał sprzątnąć zastawy i wino.
Słuszka, Schwind, Kobryński i Wiliaszew pili