Nareszcie przybiegła do niego ładna dziewczyna rybacka, której obiecał franka za wiadomość o ukazaniu się jachtu na horyzoncie.
— Mossiou! votre bateau il arrive!
Nagiem ramieniem z pod jaskrawej chusty wskazywała pióropusz pary po za groblą zamykającą port.
— Dans venti minute.
I spojrzała na Fabiusza czarnemi oczyma i wyraziste usta ułożyła tak miłośnie, że poczuł niby prąd kobiecego współczucia dla swej niedoli. Ale dziewczyna wyciągnęła znowu ramię do niego, a palcami przywoływała wymownie obiecaną nagrodę:
— Mossiou!
Oddając jej franka, Fabiusz uśmiechnął się i rzekł:
— Dusza twoja jest mała, ale oczy piękne.
— Merci, mossiou!
Jacht, zbudowany do lotu, zbliżał się szybko. Wkrótce zawitały do portu herbowe anioły d’Anjorrantów i zawisły dumnie ponad ubogiemi łodziami.
Fabiusz namyślał się przez chwilę, czy stać i oczekiwać, czy oddalić się i przyjść na samo wylądowanie. Ale został.
— Śmieszny będę dla nich, to mi obojętne. Ci ludzie najwyżsi powiedzą o mnie to samo, co dopiero słyszałem z ust pospólstwa portowego. Powiedzą inaczej i będzie im się zdawało, że cywilizacya zawiera się w formie słowa i szaty, a ja
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/149
Ta strona została przepisana.
— 141 —