jak »brakiem zasad« nazywa się odstępstwo od ustalonego katechizmu rodziny. Dubieńscy mają swój katechizm, swój słownik, swój styl udzielny.
Na ostatnich imieninach pana Macieja, 24 lutego, brak znowu najmłodszego w gronie członków zebranej przy ognisku rodziny. W wielkiej sali bibliotecznej zmierzch zapada, kilka zaś osób, siedząc w kącie przed kominem, spogląda w milczeniu na szyby okien, zmrożone, dopiero co różowe, teraz sine, przez które widać głęboką ponurość zimowego parku z kościstymi zarysami drzew na tle śnieżnem. Ostatnie spojrzenia dnia zaglądają do nieoświetlonego pokoju, gdyż ogień na kominie zaledwie rozniecono, i błękitne języki, obejmujące słup dymu, nie świecą jeszcze i nie rozweselają melancholii zimnych blasków wieczornych, które się skupiły na wielkich oszklonych szafach, zwłaszcza na szafie »religijnej«, noszącej liczbę I, rzymską. Przy tej szafie, w tronowym niby fotelu, siedzi pan Maciej, otoczony mniejszymi fotelami i mniejszymi przedstawicielami rodziny. Gniazdo jest w komplecie oprócz Jerzego: Romuald, księżna Teresa z mężem i stara panna Paulina, siostra Macieja, która poświęciła swój posag i świeckie widoki dla idei ordynacyi, leżącej im wszystkim na sercu. Dożywa wieku swego w Chojnogórze, przedstawiając życiem i słowem katechizm Dubieńskich dla płci żeńskiej.
Przerwał milczenie pan Maciej, wskazując wymownie jeden pusty fotel przy kominie:
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/15
Ta strona została przepisana.
— 7 —