— Czy nie lepiejby mu tu było z nami? czy nie spokojniej w sercu i sumieniu?...
Odezwał się książę Władysław Kobryński, którego charakter zawierał się głównie w tytule, a postać była raczej niewyraźna ze swą ruchliwością nerwową, niepewnem spojrzeniem i jasnym, nastroszonym wąsem.
— Dla Jerzego trzebaby dwóch krzeseł, taki się teraz stal parzysty.
— Władzio żartuje — odrzekł sucho pan Maciej. — Czy chce tym sposobem rozweselić moje imieniny?
Kobryński powstał żywo i pocałował teścia w ramię, a pan Maciej dobrotliwie poklepał go po plecach. Władzio nie dostrajał się do powagi Dubieńskich, miał jednak dużo zalet: kochał oficyalnie żonę, chwalił jej rodzinę i miał tytuł książęcy należycie potwierdzony.
Ale pannę Paulinę niepokoi oddawna ta »parzystość« Jerzego, omówienie używane w rozmowach dla pokrycia jego paroletniego obcowania z kimś, którego nazwiska nie mogła się dowiedzieć. Ciekawość zaś była jedyną jej grzeszną przyjemnością.
— Z kim to Jerzy się trzyma? o kim mówicie?
— Zaplątał się w złe towarzystwo odpowiedział pan Maciej.
— A w jakie? czy nie mogę wiedzieć?
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/16
Ta strona została przepisana.
— 8 —