Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/179

Ta strona została przepisana.
—   171   —

ze smętną prostotą, gdyż kłamać nie mogła w pierwszy dzień Wiejkiejnocy.
— Władzio nie przyjdzie. Darujcie mu ze względu na ogólne przebaczenie, które spłynęło na nas.
Zakopiański, gdy to posłyszał, zwierzył się Słuszce:
— Rodaczka nasza zbudziła słowem trzepoty pokutne... Czy nie czujecie zapachu świętości, niby powiewu od naszych pól, od naszych pałaców strzechowych?
— Pachną panu może święcone baby? — odpowiedział Słuszka.
W drugie święto liczne towarzystwo z margrabią d’Anjorrant na czele, oczekiwało na dworcu przybycia »Express’u de Rome«. Księżna Teresa mówiła do Antosia Granowskiego, który przybył tu bez kufra i miał minę jeszcze mniej wyraźną, niż zazwyczaj:
— Jak to? pan nie jedzie z nami? przecie mama pozwoliła...
— Nie mogę
— A cóż będzie z wycieczką naszą do Ojców Zmartwychwstańców?
— Nie mogę.
W tej chwili Jerzy, spóźniony ostatecznie, blady od jakiejś wewnętrznej rozterki, przypadł do siostry:
— Tereniu! nie jadę dzisiaj. Jeżeli zdołam się uwolnić, będę w Rzymie za parę dni. Wierz