— Schwind, jesteś odważny; nie zapierasz się swych przekonań.
Obie Amerykanki uznały postanowienie mężczyzn za normalne i zabrały się do odwrotu. Tylko księżna Kobryńska, mniej przekonana o potrzebie klubów, próbowała walczyć i zatrzymać mężczyzn przy sobie. Nie było jednak rady: Władzio już przyniósł płaszcz i kapelusz; inni też z męską stanowczością wybierali się do klubu. W hotelu pozostał tylko Jerzy, którego zaciągnięto do gry w ping-pong, rodzaj małego tennisa na bilardzie. Amerykanki grały w to oczywiście doskonale, Jerzy wprawił się szybko, a Terenia i z niezgrabności jeszcze wdzięk potrafiła wydobyć. Że pusto było w tym pokoju, wszyscy się rozhulali i spędzili dobrze resztę wieczoru na wytwornym sporcie. Rozeszli się około północy, powtarzając, że Rzym to wesołe miasto.
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/205
Ta strona została przepisana.
— 197 —