Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/235

Ta strona została przepisana.




XIX.

Pośród tych wędrówek, albo w teatrze, albo w salach restauracyjnych, Jerzy zamienił już z Anną kilka słów, nie obowiązujących ostatecznie do niczego, jednak takich, które wymagały dalszego ciągu i objaśnień. Dowiedzieli się oboje o wzajemnych swych uczuciach, ale ta świadomość, choć rozkoszna, nie dawała im spokoju, ani szczęścia. Owszem, tak jej, jak i jemu stawała przed oczyma konieczność przyznania się przed własnem sumieniem, czego właściwie pragną, dokąd zmierzają. Oboje, choć niby wolni, byli zawikłani w stosunki, które trzeba było zmodyfikować, lub poświęcić; w wątpliwości, które wypadało usunąć. Za młodu zaś i na wiosnę najmniej się miewa czasu na obrachunki z sumieniem.
Coraz widoczniejsze zabiegi Jerzego Anna przyjmowała teraz ze wzruszeniem. Nie było powodu odrzucać jego wyznań. Widocznie stara się o jej rękę, a gdyby został jej mężem, by-