czy tam pozostawionych i dla interesów Władzia. Nie mogę też utaić, że te interesy są złe. Władzio nigdy nie przestanie być dzieckiem, ulega bardzo wpływom otoczenia, jest trochę lekkomyślny, i gdyby nie szlachetne w gruncie serce i rasa, która jest mu pancerzem, mógłby się zsunąć po jakiej pochyłości... I o nim ciągle muszę — j’ai une double charge d’âmes. Trzeba mu stworzyć jakieś zajęcie. Czy nie skorzystać z owego mająteczku, który mamy w Poznańskiem, aby go wykierować na posła do parlamentu? Ale to na później troska. Teraz główna, jak mamy wybrnąć z naszej wycieczki, jak wracać? czy najśpieszniej? czy jeszcze mam dobyć sił na dalszą walkę i odzyskanie Jerzego? Czekam na stanowcze instrukcye i rozkazy kochanego papy, do których, jak zawsze, zastosuję się z posłuszeństwem, miłością i przekonaniem, że tak najlepiej. Rączki kochanego papy i t. d.«
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/253
Ta strona została przepisana.
— 245 —