Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/257

Ta strona została przepisana.
—   249   —

— Proszę się wznieść ponad te drobiazgi, jesteśmy na wyżynach.
— Powinien był pan poetyczniej nas przenieść tutaj. Stanowczo brak panu skrzydeł, panie Słuszka.
— Niech pani rozwinie swoje, a podążę za nią; z pewnością nie dam się prześcignąć.
— Wykręty!
— Bo masz złą woalkę — tłómaczyła lady Cosway pani de Nielles, okazując swoją, arcytechniczną osłonę głowy, opatrzoną przeźroczystym wizyerem z celuloidu.
— W tem się wygląda jak nurek podwodny.
— Ale za to nie ma się piasku w duszy. To jest kapelusz normalny naszego automobil-club’u.
Amerykanka zżyła się już z automobilami, jak z końmi, podczas gdy pani de Nielles była świeższą adeptką, a pani Oleska pierwszy raz w życiu próbowała tej jazdy.
Pani Anna wróciła już z Rzymu do Nizzy, podczas gdy Fabiusz zboczył do Sieny. Stało się to naturalnie. Wycieczka do Sieny zapisana była od dawna w programie wakacyi Fabiusza, których w tym roku użył inaczej, niż zwykle, z powodu przyjazdu pani Anny na Rivierę. Zwykle szukał pięknych i ciekawych zabytków historycznych, w tym zaś roku pozostał długo w Antibes, około Nizzy, pod pozorem pisania książki, która mało postąpiła. W Rzymie był przewodnikiem, nie takim jednak, jak zamierzał: nie dla Anny