Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/26

Ta strona została przepisana.
—   18   —

— Może ciociaby wspomniała?
— Ja spróbuję, ale i ty powiedz. Jeżeli Maciej uzna to za potrzebne, gotów wam pomódz do podróży. Ja nawet...
Tu przerwała panna Paulina, a księżna rzuciwszy szybko na nią okiem, przełknęła ślinę i czekała przez chwilę dalszych wynurzeń ciotki.
Panna Paulina miała jakieś pieniądze składane oddawna, gdyż pobierała niewielką pensyą, a prawie nic nie wydawała:
— Ileż tak naprzykład potrzeba na podróż do Nizzy?
— O! dużo, ciociu. Sama podróż ze służbą, bez dzieci naturalnie, bo na dwa, trzy tygodnie, sama podróż około tysiąca rubli; tam ze trzy tysiące. Tam się trzeba i stroić i płacić za wszystko drogo, bo to kraj wielkiego zbytku, a nie można odróżniać się i wyglądać, jak byle kto.
— Tyle pieniędzy! tyle pieniędzy... Ale gdyby to odniosło skutek...
— Mnieby także przydało się na zdrowie. Jestem zwykle słaba wczesną wiosną; brak mi tchu, influenza mnie nawiedza. W przeszłym roku mieliśmy jechać na południe, ale skończyło się na Paryżu. Ten rok mamy ciężki; o własnych siłach nie moglibyśmy wyjechać.
Rozmowa, rozpoczęta na przejażdżce, rozgałęziła się po południu. Książę Kobryński zapalił się do ratowania Jerzego. Wdał się w bardzo