Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/279

Ta strona została przepisana.
—   271   —

pani Granowska mogła córce pozwalać na zażyłość z taką jejmością?! Pewno nie wie co to za jedna? Przecie Granowscy powinni dbać choćby o pozory!
Przyszła mu myśl prosta i uczciwa: ostrzedz panią Granowską. Będzie to usługą oddaną, porządnym ludziom i rodakom, a niedyskrecyą do przebaczenia, gdyż pani de Sertonville nie zasługuje na względy. Tylko sam gatunek postępku, rodzaj delatorstwa, nie przypadł Fabiuszowi do smaku; ale oburzenie zapamiętałego moralisty wzięło górę, i Fabiusz podążył do willi Granowskich.
Hrabina była zawsze w domu i przyjmowała chętnie. Chociaż Fabiusza znała bardzo mało, przyjęła go, sądząc, że po powrocie z Włoch, lub przed wyjazdem składa jej ceremonialną wizytę.
Zastał ją w oszklonej galeryi bardzo gorącej, gdyż chorej zalecono »kąpiele słoneczne«. Była właśnie pora takiej kąpieli; lokaj i służebna zasłaniali stopniowo szyby małymi ekranami, urządzonymi, jak w pracowni fotografa, aby głowę hrabiny pozostawić w cieniu, a resztę osoby pod palącymi promiemiami słońca. Te ciche i powolne krzątania się nie przeszkadzały pani Granowskiej przyjmować gości, których wystawiała na niebezpieczeństwo upieczenia żywcem. Służyło to za wstęp do rozmowy.
— Proszę tu usiąść. Leonio! proszę ocienić