Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/293

Ta strona została przepisana.
—   285   —

niepokój w serca aż trzech kobiet, pozostających tutaj bez zwykłej męskiej opieki?
Fabiusz zaciął wargi; pohamował się i rzekł spokojnie:
— Jeżeli pan ma wyraźne zlecenie od pani Granowskiej, wytłomaczę. Jeżeli zaś nie, tłómaczyć się nie widzę powodu.
— Jednak dobro i zdrowie moich krewnych żywo mnie obchodzi. Także dla pani Sertonville mam wiele przyjaźni i znam lepiej jej historyę, niż ludzie daleko od niej stojący i powiadomieni... fałszywie.
— Mości książę! najgorszym sposobem porozumienia się jest retoryka. Czy pan chce porozumieć się ze mną?
Kobryński zmiarkował, że Fabiusz uniknąć chce sprzeczki. Mówił zatem coraz twardziej:
— O porozumienie z panem chodzi mi... że tak powiem, nawiasowo. Ale niesprawiedliwość wyrządzona oburza każdego sumiennego człowieka...
— Przepraszam, o tem ja sam będę sądził, czy miałem prawo ostrzedz panią Granowską o niewłaściwości dla jej domu takiego towarzystwa, jak pani de Sertonville.
Kobryński uśmiechnął się gorzko, ironicznie:
— Doprawdy, sądzi pan trochę powierzchownie, panie, Oleski! Na pozorach i plotkach, za których fałszywość ja ręczę, — słyszy pan, panie Oleski? osnuł pan niewielką akcyjkę moralną,