Kobryński nie omieszkał ogłosić wielu znajomym, że »zmył głowę« Oleskiemu. Gdy mu nie dowierzano, zasłaniał się świadkiem:
— Niech Słuszka wam opowie; był obecny.
Słuszka jednak wzbraniał się; mówił, że nie słyszał całej rozmowy, a Władziowi radził poufnie, aby się nie chwalił, gdyż, jeżeli postępowanie Oleskiego było niejasne, jego rola, Kobryńskiego, była natomiast trochę śmieszna.
Kobryński poszedł jednak pochwalić się Fernandzie ze względu na obiecaną wdzięczność, ale doznał przykrego zawodu, gdyż dama, dowiedziawszy się, że ani pojedynku nie będzie, ani Oleskiego nikt dotąd nie obił, nie zbezcześcił, nie oczernił w gazetach, okazała swemu rycerzowi najwyższe niezadowolenie. Była zaś w czarnym humorze, gdyż pani Granowska nie przyjęła jej dzisiaj, a nawet oczekiwanego od Krysi listu zabrakło.
Władzio rozkrzyżował ręce: