Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/308

Ta strona została przepisana.
—   300   —

do pana lub zaprosił go do siebie, ze względu jednak, że rozmowa nasza właściwiej i dogodniej odbyć się może na gruncie neutralnym, proponuję klub nicejski, w którym oczekiwać będę do wieczora pańskiej odpowiedzi lub, w razie zgody, przybycia.

Z poważaniem
Margrabia d’Anjorrant.»

Celu tego listu ani przedmiotu rozmowy Oleski nie odgadł. Ale doznał raczej przyjemnego wstrząśnienia, które wyrwało go z koła trapiących wspomnień. Coś się objaśni, coś stanowczego może wyniknąć; nadarza się nawet sposobność potraktowania tych ludzi jak na to zasługują. Zdał sobie sprawę, że z pomiędzy «tych ludzi» najchętniej potraktowałby d’Anjorrant’a.
Po krótkim namyśle zajrzał do rozkładu jazdy pociągów i odtelegrafował, że stawi się w klubie w Nizzy o pół do dziesiątej.
Gdy margrabiemu oddano kartę Fabiusza, siedział przy partyi écarté. Kazał gościa prosić do pustego gabinetu i, przerywając grę, udał się tam.
Podali sobie ręce, jak znajomi, jednak bez żadnych formalnych serdeczności, i usiedli.
— Oszczędzę panu i sobie wstępu o delikatności materyi, gdyż pan może zgaduje w jakim celu ośmieliłem się go niepokoić?
— Nie mam pojęcia!
— Sądziłem, że już panu mówiono o tem...