Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/311

Ta strona została przepisana.
—   303   —

razem, że musiał pan natrafić na jakiegoś zaklętego wroga pani de Sertonville, który ułożył potworną o niej legendę. Te rzeczy są mi znane; połowa ich jest z gruntu nieprawdziwa, druga należy do rzędu tych podań, które krążą o wszystkich kobietach pięknych, separowanych i będących... w ruchu. Chyba Inkwizycya hiszpańska zdołałaby wykryć i osądzić te tajemnice i zagadki kobiece, a my żyjemy w czasach wyrozumialszych, może nawet lepiej pojmujemy istotę chrześcijaństwa.
— Skoro zaczynamy żartować, możemy pomówić i o chrześcijaństwie — wtrącił Fabiusz ze swobodną ironią, D’Anjorrant silił się już na cierpliwość:
— Żarty byłyby tu nie na miejscu. Nie cofam wcale wzmianki o ideach chrześcijańskich, które, mimo życie bardzo świeckie, wysoko cenię i staram się wedle możności stosować. Do tych idei należy miłosierdzie i zaniechanie sądzenia bliźnich, aby i nas nie sądzono. Gdy jednak pan nie chce słyszeć tych przypomnień ode mnie, czemu się nie dziwię, gdyż kaznodzieją nie jestem, może pan zechce zapytać się swego criterium moralnego i honorowego: jakie zadośćuczynienie należy się osobie pokrzywdzonej przez pana?
— Nie krzywdzę nikogo, — odrzekł Fabiusz ponuro — tylko oddaję każdemu, co się komu należy.
— Powtarzam po raz trzeci, że posądzenia