Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/312

Ta strona została przepisana.
—   304   —

pańskie są niesłuszne. A że dotyczą osoby, która należy do naszego towarzystwa, to samo towarzystwo śmie pana upraszać o naprawę swej błędnej... oceny.
— Czy mogę powrócić niewinność pani de Sertonville?
— Nie chce mnie pan zrozumieć. Mówię o zadośćuczynieniu należnem tej pani, które mogłoby przybrać formę listu, przyznania pomyłki wobec świadków...
Oleski powstał sprężyście i zmierzył zapalonym wzrokiem d’Anjorrant’a, który wstał także.
— Ja teraz poproszę usilnie, aby pan zaprzestał żartów. Wiem dobrze, com uczynił, i pan wie, że mam słuszność. Moich zasad etycznych nie będzie nikt kontrolował, względy zaś waszego towarzystwa nie obchodzą mnie bynajmniej. Proponować mi w jakiejkolwiek formie zadośćuczynienie tej awanturnicy jest zuchwalstwem.
D’Anjorrant nie spuścił z przeciwnika zimnego spojrzenia oczu, nawykłych do rozkazywania; uśmiech jego stał się jadowitym, a głos smagał jak biczem:
— Panie Oleski! był pan dotychczas znajomym moich znajomych. Z tego tytułu używał pan pewnej swobody. Dzisiaj odkrywam w panu zapędy do nadużycia tej swobody, wynikającej z naszej pobłażliwości. Jest u nas zwyczaj, że w rozmowie nie podnosi się głosu.
— Podnoszę głos na pożegnanie z panem