Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/317

Ta strona została przepisana.
—   309   —

— Dziękuję całem sercem. Nie śmiałem sam proponować, znając blizkie pana stosunki z margrabią.
— Ależ on postąpił sobie jak błazen, a pan ma szłuszność! — odpowiedział Słuszka naturalnie i gorąco.
— Niewielu ma te zasady działania, panie Eustachy. Winszuję sobie i ja, żem pana odgadł w tym tłumie.

Przystąpili do rozmowy praktycznej. Słuszka miał zaprosić na drugiego sekundanta pewnego Polaka, nie będącego «w ruchu», który używał wakacyi w Nervi. Zatelegrafowano do niego. Okazało się potem, że Oleski nie umie bić się na szpady, ale z pistoletu strzela nieźle. Ponieważ będzie miał wybór broni, wybierze pistolety. Na zapytanie Słuszki, czy zgodzi się co ustąpić ze swego zdania w razie skromniejszych wymagań d’Anjorranta, Oleski odpowiedział, że tym razem w żadne układy pokojowe wdawać się nie chce.
— Nie uprzedzajmy wypadków — rzekł Słuszka: — nie znamy jeszcze żądań strony przeciwnej. O godzinie 10-ej rano będę u pana w Antibes.
Przygotowania nie były zbyteczne, gdyż przed południem nazajutrz Schwind i de Nielles stawili się w mieszkaniu Fabiusza. Margrabia żądał przez nich zadośćuczynienia od pana Oleskiego za wy-