Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/322

Ta strona została przepisana.
—   314   —

— Mówię poważnie i szczerze; a jeżeli nie zupełnie jeszcze wyraźnie, to tylko dlatego, że oczekuję odpowiedzi na pewien list.
— Jaki znów list?!
— Do ojca.
— Czy pan nawiązał lepsze stosunki z ojcem?
— Na ważnym przełomie życia poczytałem to za swój obowiązek.
Ona zamilkła, napół zadowolona, a on dodał:
— Czekam na tę odpowiedź. Ale jakakolwiek będzie, szczęście moje zawisło na odpowiedzi pani.
— Nie słyszę zapytania.
— Przez wszystkie dni od czasu, jak panią tu spotkałem, przez każdą myśl i każde słowo mówię to samo. Czy pani nie rozumie mnie? nie zgaduje?...
— Na zagadki nie odpowiadam.
— Może on nieśmiały z kobietami? — myślała pani Oleska, wspominając ostatnią rozmowę. Jednak to wyraźne, co mi powiedział; tylko dlaczego ten zbuntowany poeta tak metodycznie czeka na odpowiedź ojca?...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gwałtowne uderzenie w dzwonek. Po chwili, bez anonsowania, wpadła pani de Nielles, niepokojąca przez swe pomieszanie. Była godzina dziewiąta wieczorem.
— Proszę się nie dziwić. Czy pani wie, że