Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/326

Ta strona została przepisana.
—   318   —

— Wiem. Jest w Beaulieu ze swymi sekundatami.
— On wszystko wie! Kochany z pana chłopiec! Ruszajże i niech nasze gorące życzenia panu sekundują.
Ściskany za ręce, kochany, a razem wypychany za drzwi, Dubieński znalazł się wkrótce na ulicy.
Obie kobiety spojrzały na siebie.
— Czy pani myśli, że on potrafi odwrócić pojedynek?
— Jest bardzo — zręczny odpowiedziała Anna.
— A Raul? któż zręczniejszy od niego?! I zaplątać się w taką głupią historyę... Mądre te przepisy honoru męskiego, niema co mówić!... Płakać można ze złości nad tą tragi-komedyą honoru!...
Pani Oleska spostrzegła rzeczywiście łzy w oczach pani de Nielles i teraz dopiero zdała sobie sprawę, że powierzchowna, obca elegantka ma także serce, które bije dla d’Anjorranta. Poczuła nagłą sympatyą dla niej. I między temi dwiema, które niepokoiły się każda o innego przeciwnika, powstała konieczność zwierzeń.
Dubieński stał długo na ulicy, nim doszedł do postanowienia. Był najprzód oszołomiony przez ostateczne wyznania, które zapadły między Anną a nim prawie przypadkiem z powodu elektryczności obcej, przesycającej powietrze. Czuł też w ży-