Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/327

Ta strona została przepisana.
—   319   —

łach ogień niezwykły, nowy, pomimo wszelkich porównań. Pomyślał jednocześnie, że ma «pecha». Gdyby taka chwila gdzieindziej i z innego powodu! Wreszcie zdawał sobie sprawę, że coś heroicznego zdziałać mu wypada, aby ukoić niepokój Anny.
— Właściwie to niedorzeczne. Kazała mi ocalić mego współzawodnika... Wprawdzie go się już nie boję. Ale ona drży o niego?... Gdy się ożenię, ten Fabiusz nie usunie się od niej. Nie groźne to, ale śmieszne. Teraz jednak trzeba coś począć... Ale co?...
Poszedł przed klub, wybrał najlepszy ze stojących tam powozów i kazał pędem jechać do Beaulieu.

Gdy się to działo, Fabiusz przyszedł do mieszkania Anny. Służąca oznajmiła mu, że pani przed kwadransem wyszła z hrabiną de Nielles, nie powiedziała dokąd idzie i kiedy wróci.
Fabiusz sposępnial, pomyślał chwilę i rzekł:
— Tak, tak... przypominam sobie, że pani miała dzisiaj spędzić wieczór z państwem de Nielles... A czy panienka już śpi?
— Jeszcze nie.
— Proszę powiedzieć pani Jabłońskiej, że chciałbym zobaczyć się z dzieckiem.
Chciał zaczerpnąć skądkolwiek spokoju, którego nie znajdował dzisiaj we własnem sumieniu. Zawikłał się w skutki najlepszych swych zamia-