Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/331

Ta strona została przepisana.
—   323   —

— Dwie kule, dwanaście metrów.
— Ależ to zabójstwo! Oleski z rzutu ręki trafia niechybnie w bilet wizytowy!
— Co pan opowiada?
— Jak to opowiadam?... widziałem go dzisiaj w strzelnicy, a znam go przecie nie od dzisiaj. Miał z dziesięć pojedynków; w każdym postrzelił przeciwnika, a jednego zabił. Od tego czasu nikt mu się nie naraża. To najsławniejszy u nas paliwoda i awanturnik.
De Nielles patrzał z niedowierzaniem na wzburzonego Dubieńskiego; pomyślał jednak, że choćby w tej przesadzie była tylko część prawdy, Raul zaplątał się w ładną historyę. Nie mógł jednak jeszcze zrozumieć wmieszania się Jerzego, więc zapytał:
— Przepraszam pana. Rozmowa nasza jest tak niezwykła, że musimy zrozumieć się najdokładniej. W jakim celu pan nas ostrzega?
Dubieński odrzekł z szorstką, nieco szlachetnością:
— Panie de Nielles! W każdym razie nie można mnie posądzać o nieżyczliwość dla margrabiego. Jest to człowiek, którego znam od niedawna, ale go cenię wyjątkowo. Wiele mu zawdzięczam przez samo przyjrzenie się jego stylowi. A jeżeli obcy nawet odczuwają jego wartość i szacowność, własne społeczeństwo mogłoby tem bardziej go ochraniać i nie wystawiać na tak groźne niebezpieczeństwo.