Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/341

Ta strona została przepisana.
—   333   —

— Cóż robić?... Świat tak już poszedł, tak jest urządzony.
— To nie godna ciebie odpowiedź, Eustachy! Ty masz honor, bo masz serce. Ludzie bez serca nie mają honoru.
— Tak byćby powinno...
— Przypatrz się dalej, co się stało ze starożytnym człowiekiem, zasłużonym w społeczeństwie, który używał dobrej sławy, był honorowany. Ludzie pracujący dla dobra ogółu, ludzie broniący podstaw naszej cywilizacyi, prawdziwi chrześcijanie, wyznawcy i nauczyciele cnoty to (grzecznie mówiąc) marzyciele, idealiści poufniej nazywają ich głupcami. Nadto zaś, o dziwo! ci ludzie mogą wcale nie mieć honoru! Jeden z nich nie strzelał się za doznaną obrazę, drugi naraził się wyższemu towarzystwu, mówiąc głośno o jego przywarach. Wychodzi więc na to, że ludzie godni wszelkich honorów nie są honorowi, a ludziom godnym zgładzenia ze świata dla dobra tegoż świata, nic pod względem honoru zarzucić nie można.
— Rozumowanie trochę absolutne — rzekł Słuszka. — Ze zbyt wysokiego stanowiska sądzisz świat, i dlatego nic się w nim z twoją teoryą, nie zgadza.
— Przypominam owszem zasadnicze idee społeczeństw: miłość bliźniego i składanie pracy na wspólny użytek. I dlatego, że wysychają te idee w mleczu naszych współczesnych, boję się o przy-