Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/344

Ta strona została przepisana.
—   336   —

pomyśleć: jaki z twego życia pożytek dla innych?
Słuszka spochmurniał, a nawet nadąsał się.
— Ach, nie wszyscy powołani są do jakiejś roli, misyi... Dla mnie wystarcza przestrzegać pewnych nieodstępnych prawideł uczciwości i przyzwoitości...
— Kochany Eustachy! Jestem nudziarzem. Skwitowałem już z powołania uśmiechniętego moralisty, bo śmiać się coraz mi trudniej. Wybacz mi. Bez ujmującego talentu mówię, co mi się wydaje słusznem i prawdziwem. Miej mnie więc tylko za logiczną książkę i jeszcze: za niepodejrzanego przyjaciela. Według mnie, wszyscy jesteśmy powołani do życia pożytecznego, nietylko do przyjemnego. Co dziwniejsza, jedynie przeświadczenie, że działamy dobrze i pożytecznie, daje nam radość spokojną, równą, której napróżnobyśmy szukali w nerwowych rozkoszach egoistycznych, opłacanych zawsze reakcyą niezadowolenia z nas samych. Może nie znam dość twojego życia i źle wnioskuję. Gdybym jednak cię zapytał: czy jesteś z tego życia zawsze zadowolony? — cobyś odpowiedział?
Słuszka odnalazł swą wymowę:
— Och, mój kochany, ja nie mam złudzeń. Ja także coś wiem. Towarzystwo, w którem się obracam, przeniknąłem na wylot; oni przede mną nic nie ukryją. Wiem, że nie można z takich złożyć społeczeństwa; oni są tylko pianą kultury