czynności, którym przestano widać dowierzać w sferach decydujących, lecz jak zbawcę. Rzuciła mu się na szyję i mówiła, nie zważając na uroczystość, którą zaznaczał:
— W porę przybywasz, Romciu! Nie śmiałam sama cię tu sprowadzać, ale widać, że papa poczuł pilną potrzebę. Kochany, mądry papa! Trzeba nam twojej męskiej ręki. Na Władzia wiesz, że trudno liczyć, a Jerzy zaszedł daleko, daleko, daleko...
Machała ręką, powiewnie, jakby rzucajac czar za uchodzącym kochanym zbiegiem.
— Dziwię się właśnie, — odrzekł Romuald sucho — że tak niedokładne informacye posyłałaś do Chojnogóry. Jerzy zabrnął w innym zupełnie kierunku.
— Więc wiesz?!...
— Wiem, bo wracam od pani de Sertonville. Nie mam tu czasu do tracenia, pragnąłem więc odrazu poznać osobę, niby to groźną dla Jerzego. Tymczasem naraziliście mnie na niezgrabny krok, którego zresztą nie żałuję, bom potrafił z niego skorzystać dla jaśniejszego rozejrzenia się w sytuacyi. Widzę zatem, że wypadnie mi walczyć z zupełnie nowem niebezpieczeństwem: z panią Oleską?
— Posłuchaj mnie, Romciu! Muszę ci zdać sprawę z całego przebiegu mego działania tak szczerze, jakbym rozmawiała z papą. Bo skoro masz zostać naszym moralnym naczelnikiem, uświęconą głową rodziny...
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/368
Ta strona została przepisana.
— 360 —