Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/392

Ta strona została przepisana.
—   384   —

— Czy był wezwany, czy sam pojechał na statek?
— Był wezwany. Obiecał przyjść do mnie wczoraj, zaraz po rozmowie ze stryjem, i to mi się należało, zamiast tego nadzwyczajnego listu...
Fabiusz odczytał list, który już znał, gdyż dowiedział się naraz o zaręczynach i o wynikających komplikacyach, a teraz chciał tylko uporządkować te wyznania i wyciągnąć z nich wnioski.
Jerzy w liście, zresztą bardzo czułym, prosił o dwa dni do namysłu nad przyszłością.
— Co to znaczy: do namysłu? — rzekł Fabiusz, marszcząc brwi groźnie.
— Gdybym wiedziała?...
— Czy w rozmowach uprzednich postawiła pani jakie warunki co do obecnego małżeństwa?
— Ja?... żadnych nie stawiałam... Fabiuszu! Nazywaj mnie jak dawniej! nie odbieraj mi swego oparcia teraz, kiedy najbardziej... najgorzej...
Rozpłakała się znowu, a Oleski przymknął oczy, opanował kurcz swej twarzy i rzekł gorąco, lecz spokojnie:
— Dobrze... jak zechcesz. Wiesz, że moja przyjaźń nie zawiera się w wyrazach, ale głębi Zatem pan Dubieński prosi jeszcze teraz o namysł nad swojem własnem postanowieniem?... To... niewłaściwe.
— To okropne! można zwątpić o wszystkiem! serca.