o... lekkomyślnym postępku. Przecie to nie zabawka, nie byle rozmowa. Czyżbyś przypuszczała możliwość zerwania waszych zobowiązań?
— Nie chcę przypuszczać... ale co znaczy ten «namysł nad przyszłością» teraz, kiedy już rzecz się stała nieodwołalną?
— Jeżeli pan Dubieński jest uczciwym człowiekiem, namysł jest tylko przewidywaniem, jakie stanowisko macie zająć oboje względem jego rodziny, albo... Bóg go tam wie, jednak przypuszczam, że namyśla się tylko nad najlepszem urządzeniem przyszłego życia we dwoje.
— Gdyby tak było!... gdyby tak było, miałabym spokój.
— Więc niedowierzasz mu?
Anna podniosła na przyjaciela oczy proszące.
— Jak poznać człowieka w tutejszym chaosie? Żebym miała twój rozum i doświadczenie, żebym wszystko ci mówiła jak dawniej, możeby nie doszło wcale do zaręczyn, do tego strachu, do tego wstydu... Patrz, ci jego krewni odrywają go ode mnie, jak od niebezpieczeństwa, jak od poniżenia! To przecie okrutne! Na to nie zasłużyłam.
— Oczywiście — rzekł Fabiusz z gorzkiem ust skrzywieniem. — Ci ludzie nie ocenią cię nigdy, bo nie znają odpowiedniej wagi ani miary. Dla nich jest za tanie to, co może być najdroższe dla innych. Ale przecie on, ten wybrany, miał nie być do swej rodziny podobny?
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/394
Ta strona została przepisana.
— 386 —