Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/395

Ta strona została przepisana.
—   387   —

— A jeżeli jest... Z nich? i w głębi taki sam?
— To — nieszczęście.
Anna spojrzała z niemym przestrachem w oczy Fabiusza, pałające dumą i przekonaniem.


∗             ∗

Właśnie o tej porze księstwo Kobryńscy i Romuald Dubieński mknęli pośpiesznym pociągiem w kierunku Ventimiglii i Wiednia. Opuścili Nizzę nagle, bez pożegnań. Książę obiecał wprawdzie głównemu swemu wierzycielowi zapłacić w przyszłym tygodniu w Nizzy, ale zmienił postanowienie, zmuszony okolicznościami, i wyjechał. Księżna doznała w ostatnich dniach tylu moralnych wstrząśnień, popadła w taką wątpliwość o przyszłości i o utrzymaniu swego stanowiska w rodzinie, że obrzydły jej ponęty i pokusy Riviery; nie pożegnawszy nawet Granowskich, nawet Słuszki, wyjechała. Romuald, po zastosowaniu swego ultimatum, po paru wizytach u pani de Sertonville «dla dokładnego zbadania kwestyi», wyjeżdżał również, z fotografią Fernandy w pugilaresie, nienasycony wrażeniami, nie mogąc jednak niczem upozorować dłuższego tutaj pobytu. Powracali więc we troje prosto do Chojnogóry, gdyż dalsza zwłoka była niemożliwa. Zresztą było już za gorąco na Rivierze.
Krótkie wieżyce Kasyna, tarasy, palmy, wieńczące barwne wzgórze montekarlijskie, migały