— ...Jak mi więc powiedział, że wojny nie będzie, i że moje kapitały chce zaangażować w Rosyi, pomyślałem odrazu: musi być właśnie przeciwnie. Trzeba znać tych Holendrów. Puściłem wszystkie, jakie miałem, walory rosyjskie, a nabyłem inne... To was nie interesuje; słowem, że zamiana przyniosła mi pół miliona.
— Owszem, owszem, stryju, to bardzo zajmujące, jakie stryj nabył walory — pytał rozpłomieniony Władzio.
— Kochany przyjacielu! nabyłem różne; mam i akcye Kasyna w Montecarlo. Graliśmy z sobą tej wiosny.
— Och, tak... bez różnicy. A od tego Holendra kupił stryj jacht, który widzieliśmy pod Nizzą?
— Tak jest. Ten statek ma już swą historyę: zbudowany był dla Filipa XIII, ale że ten nie miał go czem zapłacić, przeszedł w ręce owego bankiera z Amsterdamu. Nazywaliśmy go wtenczas «latającym Holendrem». Kiedy znów bankier się zachwiał, kupiłem jacht od niego i przerobiłem na swój użytek. Nazywa się teraz «Herb Dąb». Przekręcają mi tę nazwę: «Erb Dab, Herb Drab», ale wszystko jedno, niech się nauczą.
— To bardzo pięknie, Tadeuszu — rzekł pan Maciej. — Mamy jednak nadzieję, żeś już zawinął do portu na czas dłuższy, że przywykasz do stałego lądu. Jakże się czujesz w kraju rodzinnym? Serca przynajmniej odnalazłeś niezmienione.
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/412
Ta strona została przepisana.
— 404 —