Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/416

Ta strona została przepisana.
—   408   —

niesforne, żywe, jednak łatwe do poprowadzenia, gdy się zakocha. A już się kocha w Jerzym, wie ciocia?
— To znają się?
— Prawie nie. Alem zmiarkowała... Zresztą Jerzy jest tak irrésistible!
— Przecież Jerzy kocha się w tej wdowie, jest zaręczony.
— To właśnie trudność. Tylko jeżeli przyjeżdża do nas, musiał jakoś to wszystko załatwić. Inaczej tu-by się nie pokazał.
— Dziwni, dziwni teraz ludzie... Bardzo ciekawam przyszłości.
Zaczęły powtarzać w kółko swe wrażenia o stryju, o Estelli, o wypadkach i o projektach, wyciągając wróżby rozmaite: ciotka pesymistyczne, siostrzenica różowe. Kiedy Terenia przewidywała, że wszystko się zagoi, załagodzi, urządzi, panna Paulina odpowiadała wątpliwie wznosząc ręce:
— Daj Boże! daj Boże!
Powoli jednak wymowa Tereni zaczęła działać na wyobraźnię ciotki, i stara panna z rosnącem zaufaniem jęła się przyglądać ozłoconym obrazom przyszłości:
— Ja nigdzie nie wyjeżdżam. Ty zapewne znasz lepiej świat i ludzi... no, daj Boże.
Gdyby Stwórca Dubieńskich nie przenikał serc, a chciał uważać tylko na słowa modlitwy, nie wiedziałby co ma dać: zadowolenie sumień,